Witam Was :)
Jak zwykle z końcem miesiąca prezentuje Wam moją włosową aktualizację. I tym razem nie będzie inaczej. Możecie przeczytać, co takiego stosowałam podczas kwietnia oraz obejrzeć efekty pielęgnacji moich włosów. Jesteście ciekawi?
Założeniem kwietniowego planu pielęgnacji włosów było przyspieszenie ich porostu. Oprócz tego chciałam utrzymać wspaniałe nawilżenie, które udało mi się uzyskać przez marzec. No i oczywiście chciałam również wypróbować kilka nowości kosmetycznych ;) Poniżej lista produktów, które stosowałam w miesiącu kwietniu:
1. Szampon odbudowujący pszeniczno-owsiany Sylveco
2. Czarne mydło Babuszki Agafii
3. Odżywka Rebalance Phenome
4. Maska Kallos Crema al Latte (zastąpiona przez maskę Natur Vital)
5. Odżywka granat i aloes Alterra
6. Kuracja w ampułkach przeciw wypadaniu włosów Radical (zastąpiona przez olejek Green Pharmacy z czerwoną papryką)
7. Olej arganowy (stosowany przez 2 tygodnie)
8. Serum do końcówek Green Pharmacy (zrezygnowałam z jego używania)
9. Picie skrzypopokrzywy
Niestety nie wszystkie z wymienionych wyżej produktów dobrze się spisały. Z niektórych byłam zmuszona zrezygnować zupełnie lub zastąpić je innymi.
Codziennie myłam włosy szamponem od Sylveco. On spisywał się akurat świetnie. Raz w tygodniu postawiłam na mocniejsze oczyszczanie i do tego celu posłużyło mi czarne mydło Agafii, które zawiera w swoim składzie SLS. Do myjadeł nie mam więc żadnych zastrzeżeń.
Odżywką po każdym myciu włosów miała być odżywka Rebalance od Phenome. Niestety, ale u mnie to się nie sprawdziło, ponieważ już po około tygodniu stosowania miałam dość splątanych i nie dających się rozczesać włosów, które wyrywałam sobie grzebieniem w wielkich ilościach. Po miesiącu zostałabym chyba łysa, więc postanowiłam, że tą odżywkę będę stosowała 3 razy w tygodniu. Była to bardzo dobra decyzja. Na pozostałe 3 dni wprowadziłam ponownie do pielęgnacji moją ukochaną odżywkę odbudowującą Yves Rocher. Jeśli zaś chodzi o odżywkę granat i aloes Alterra, to stosowałam ją po każdym olejowaniu włosów (jedynie na chwilkę, aby ułatwić sobie rozczesywanie).
Raz w tygodniu postanowiłam używać maski do włosów. Należy im się przecież też coś bardziej treściwego, prawda? :) Docelowo miała to być maska Kallos Crema al Latte. Już po pierwszym użyciu moje włosy zdecydowanie zaprotestowały. Były niewiarygodnie przyklapnięte i bez życia. Smętnie zwisające strąki. Potwierdziły się więc moje spostrzeżenia, że moje włosy nienawidzą protein. Dlatego maskę Kallos odstawiłam na bok i wróciłam do sprawdzonej aloesowej maski Natur Vital.
Jako przyspieszacz porostu miała służyć moim włosom kuracja w ampułkach Radical. W tym przypadku również miałam pecha, ponieważ już po 8 ampułkach zaaplikowanych na skórę głowy zauważyłam, że włosy zaczęły wypadać w większych niż zwykle ilościach. Załamałam się totalnie, ale cóż, musiałam zrezygnować. Trzeba było czymś zastąpić nieudany produkt na porost. Jedynym, który na szybko przyszedł mi do głowy był olejek Green Pharmacy z czerwoną papryką. Sprawdził się już wcześniej, więc to na niego postawiłam.
Olejowanie i w tym miesiącu musiało się pojawić. Tym razem padło na olej arganowy, który stosowałam na długość włosów. Skończył się jednak w zastraszającym tempie, bo już po dwóch tygodniach. W dalszej części miesiąca zastępował go wspomniany wcześniej olejek Green Pharmacy.
Na początku kwietnia postanowiłam sobie, że w końcu zacznę używać czegoś do zabezpieczania końcówek włosów. Zaopatrzyłam się w serum od Green Pharmacy. Już po kilku pierwszych zastosowaniach musiałam zrezygnować. I tu znów potwierdziło się to, o czym byłam święcie przekonana już wcześniej - moje włosy nie znoszą takich kosmetyków! Próbowałam ich już i zawsze był protest w postaci oklapniętych, spanielowatych włosów bez życia (a aplikowałam tylko na końcówki i to w bardzo małych ilościach). Odpuściłam więc ten punkt całkowicie. Żeby mnie już więcej nie kusiło żadne serum czy jedwab na końcówki!
Jako suplement wspomagający przyrost włosów stosowałam skrzypopokrzywę. Piłam ją 2 razy dziennie (rano i wieczorem). Podziwiam się za skrupulatność, naprawdę. Tym bardziej, że postawiłam na gotowanie skrzypu oraz później zaparzanie w nim pokrzywy (robiłam to co wieczór). Skrzyp bowiem podczas gotowania (a nie tylko zaparzania) oddaje dużo więcej swoich cennych składników. Ale jak ja się na coś zaprę, to nie ma, że boli. Byłam wytrwała w swoim postanowieniu :)
Jakie osiągnęłam wyniki w kwietniu? Włosy urosły 1,5cm! Teraz mają długość 64,5cm :) Założenie kwietniowe zostało więc spełnione. Poza tym włosy nadal są ładnie nawilżone oraz dobrze się układają, ze skrętu jestem również zadowolona. Końcówki nadają się już tylko do podcięcia, ponieważ zaczęły się rozdwajać. Niestety, ale wizyta u fryzjera w maju już mnie nie ominie. Widzę jednak, że włoski tego potrzebują i to bardzo, więc nawet mam już ochotę się tam udać dobrowolnie ;)
Jak widzicie, moja kwietniowa pielęgnacja nie obyła się również bez porażek kosmetycznych. Czasami niestety tak bywa, że coś naprawdę nam nie służy. Wtedy, moim zdaniem, najlepiej jest przerwać stosowanie produktu, który ewidentnie się nie sprawdza czy wręcz pogarsza stan naszych włosów.
A jak tam miewają się Wasze włosy po kwietniu? Jestem bardzo ciekawa :)
Pozdrowionka :)
Jak zwykle z końcem miesiąca prezentuje Wam moją włosową aktualizację. I tym razem nie będzie inaczej. Możecie przeczytać, co takiego stosowałam podczas kwietnia oraz obejrzeć efekty pielęgnacji moich włosów. Jesteście ciekawi?
Założeniem kwietniowego planu pielęgnacji włosów było przyspieszenie ich porostu. Oprócz tego chciałam utrzymać wspaniałe nawilżenie, które udało mi się uzyskać przez marzec. No i oczywiście chciałam również wypróbować kilka nowości kosmetycznych ;) Poniżej lista produktów, które stosowałam w miesiącu kwietniu:
1. Szampon odbudowujący pszeniczno-owsiany Sylveco
2. Czarne mydło Babuszki Agafii
3. Odżywka Rebalance Phenome
4. Maska Kallos Crema al Latte (zastąpiona przez maskę Natur Vital)
5. Odżywka granat i aloes Alterra
6. Kuracja w ampułkach przeciw wypadaniu włosów Radical (zastąpiona przez olejek Green Pharmacy z czerwoną papryką)
7. Olej arganowy (stosowany przez 2 tygodnie)
8. Serum do końcówek Green Pharmacy (zrezygnowałam z jego używania)
9. Picie skrzypopokrzywy
Niestety nie wszystkie z wymienionych wyżej produktów dobrze się spisały. Z niektórych byłam zmuszona zrezygnować zupełnie lub zastąpić je innymi.
Codziennie myłam włosy szamponem od Sylveco. On spisywał się akurat świetnie. Raz w tygodniu postawiłam na mocniejsze oczyszczanie i do tego celu posłużyło mi czarne mydło Agafii, które zawiera w swoim składzie SLS. Do myjadeł nie mam więc żadnych zastrzeżeń.
Odżywką po każdym myciu włosów miała być odżywka Rebalance od Phenome. Niestety, ale u mnie to się nie sprawdziło, ponieważ już po około tygodniu stosowania miałam dość splątanych i nie dających się rozczesać włosów, które wyrywałam sobie grzebieniem w wielkich ilościach. Po miesiącu zostałabym chyba łysa, więc postanowiłam, że tą odżywkę będę stosowała 3 razy w tygodniu. Była to bardzo dobra decyzja. Na pozostałe 3 dni wprowadziłam ponownie do pielęgnacji moją ukochaną odżywkę odbudowującą Yves Rocher. Jeśli zaś chodzi o odżywkę granat i aloes Alterra, to stosowałam ją po każdym olejowaniu włosów (jedynie na chwilkę, aby ułatwić sobie rozczesywanie).
Raz w tygodniu postanowiłam używać maski do włosów. Należy im się przecież też coś bardziej treściwego, prawda? :) Docelowo miała to być maska Kallos Crema al Latte. Już po pierwszym użyciu moje włosy zdecydowanie zaprotestowały. Były niewiarygodnie przyklapnięte i bez życia. Smętnie zwisające strąki. Potwierdziły się więc moje spostrzeżenia, że moje włosy nienawidzą protein. Dlatego maskę Kallos odstawiłam na bok i wróciłam do sprawdzonej aloesowej maski Natur Vital.
Jako przyspieszacz porostu miała służyć moim włosom kuracja w ampułkach Radical. W tym przypadku również miałam pecha, ponieważ już po 8 ampułkach zaaplikowanych na skórę głowy zauważyłam, że włosy zaczęły wypadać w większych niż zwykle ilościach. Załamałam się totalnie, ale cóż, musiałam zrezygnować. Trzeba było czymś zastąpić nieudany produkt na porost. Jedynym, który na szybko przyszedł mi do głowy był olejek Green Pharmacy z czerwoną papryką. Sprawdził się już wcześniej, więc to na niego postawiłam.
Olejowanie i w tym miesiącu musiało się pojawić. Tym razem padło na olej arganowy, który stosowałam na długość włosów. Skończył się jednak w zastraszającym tempie, bo już po dwóch tygodniach. W dalszej części miesiąca zastępował go wspomniany wcześniej olejek Green Pharmacy.
Na początku kwietnia postanowiłam sobie, że w końcu zacznę używać czegoś do zabezpieczania końcówek włosów. Zaopatrzyłam się w serum od Green Pharmacy. Już po kilku pierwszych zastosowaniach musiałam zrezygnować. I tu znów potwierdziło się to, o czym byłam święcie przekonana już wcześniej - moje włosy nie znoszą takich kosmetyków! Próbowałam ich już i zawsze był protest w postaci oklapniętych, spanielowatych włosów bez życia (a aplikowałam tylko na końcówki i to w bardzo małych ilościach). Odpuściłam więc ten punkt całkowicie. Żeby mnie już więcej nie kusiło żadne serum czy jedwab na końcówki!
Jako suplement wspomagający przyrost włosów stosowałam skrzypopokrzywę. Piłam ją 2 razy dziennie (rano i wieczorem). Podziwiam się za skrupulatność, naprawdę. Tym bardziej, że postawiłam na gotowanie skrzypu oraz później zaparzanie w nim pokrzywy (robiłam to co wieczór). Skrzyp bowiem podczas gotowania (a nie tylko zaparzania) oddaje dużo więcej swoich cennych składników. Ale jak ja się na coś zaprę, to nie ma, że boli. Byłam wytrwała w swoim postanowieniu :)
Jakie osiągnęłam wyniki w kwietniu? Włosy urosły 1,5cm! Teraz mają długość 64,5cm :) Założenie kwietniowe zostało więc spełnione. Poza tym włosy nadal są ładnie nawilżone oraz dobrze się układają, ze skrętu jestem również zadowolona. Końcówki nadają się już tylko do podcięcia, ponieważ zaczęły się rozdwajać. Niestety, ale wizyta u fryzjera w maju już mnie nie ominie. Widzę jednak, że włoski tego potrzebują i to bardzo, więc nawet mam już ochotę się tam udać dobrowolnie ;)
Jak widzicie, moja kwietniowa pielęgnacja nie obyła się również bez porażek kosmetycznych. Czasami niestety tak bywa, że coś naprawdę nam nie służy. Wtedy, moim zdaniem, najlepiej jest przerwać stosowanie produktu, który ewidentnie się nie sprawdza czy wręcz pogarsza stan naszych włosów.
A jak tam miewają się Wasze włosy po kwietniu? Jestem bardzo ciekawa :)
Pozdrowionka :)